Ocrion, system Ocrion
570.
Operacja Rainier
Colt wypadł z wejścia niewielkiego, zakamuflowanego bunkra na otaczającą go śnieżną połać i zahamował, zapadając się w bieli po kolana. Błyskawicznie odwrócił się i doskoczył do rogu niskiej budowli, wznosząc broń do ramienia. Oprócz dwóch podobnych, z których jedna znalazła się już na jego celowniku wokół roztaczała się jedynie gładka biel, przerwana wąską krawędzią skał przebijających się spod lodowej pokrywy, obdarowujących płytką, parokilometrowej średnicy nieckę.
Zaraz za nim z ciemnego wnętrza wyłonił się Niner, a następnie reszta zespołu. Blitz i Kobalt rozbiegli się, by zająć stanowiska obronne, Ion wraz z Glitchem z kolei cisnęli w dół schodów pas z wiązką granatów, przed ogłuszającą detonacją posyłając jeszcze przeciwnikowi parę długich serii.
Dowódca opadł na kolana przy wejściu, gorączkowo odpinając plecak i rzucając go przed siebie; pokrywający go i jego żołnierzy pancerze aktywny kamuflaż już bladł, w ciągu sekund zmieniając się z mieszanki grafitów oraz niemal czarnych brązów w biele i szarości. Rozpiął główną komorę i wyrzucił na śnieg parę przedmiotów, nim wyciągnął mieszczący się w dłoni elektroniczny marker, który aktywował i wstając cisnął na dach bunkra. – Argus, tu Gamma, atomówkę diabli wzięli, potrzebuję ostrzału ortyleryjskiego* na oznaczoną pozycję, czas T plus 1 mike – Niner połączył się z odległym o kilkaset kilometrów okrętem.– Kontakt, kontakt, kontakt! – rozległ się głos Colta, mieszając z seriami z jego broni, do której od razu dołączył jazgot karabinka Blitza. Przeciwnicy zaczęli wylewać się z przypominającej kwadratową hałdę śniegu nadbudówki i biec w ich kierunku. Colt przerwał ostrzał, kończąc magazynek i posłał w ich stronę kilka pocisków z podwieszanego granatnika, wyćwiczonymi ruchami przeładowując go w błyskawicznym tempie.
– Gamma, przyjąłem, ostrzał ortyleryjski na podaną pozycję, otwarcie ognia za pół minuty.
– Zrozumiałem! – krzyknął, zaraz potem przełączając się na kanał zespołu – Zbieramy się, natychmiast! Rzucać sprzęt i biegiem!
– Rzucam dym! – krzyknął Ion, ciskając granaty w kierunku przeciwnika.
700 kilometrów ponad powierzchnią planety railgun zwrócił się lufą w kierunku zakopanego głęboko pod lodem imperialnego kompleksu. Czujniki wykonały błyskawiczny skan atmosfery, wraz z danymi z powierzchni wyznaczając trajektorię i dokonując mikrokorekt.
Sprężony gaz został wystrzelony z końca lufy z ogromną prędkością, by wieńczące ją lasery przemieniły go w obłok naładowanej plazmy. Działo bezzwłocznie wystrzeliło 36 ton otoczonego termoizolacyjną warstwą wolframu z prędkością 10 kilometrów na sekundę, by w ciągu paru chwil załadować kolejny z ośmiometrowej długości pocisków i powtórzyć procedurę.
– Mamy minutę, żeby znaleźć się 500 metrów stąd, więc biegiem! – Niner zostawił plecak, rzucając się sprintem jak najdalej od centrum rozciągającego się pod stopami kompleksu. Reszta zespołu podążyła za nim, posyłając ostatnie serie w kierunku okrążającego gorący, drażniący dym przeciwnika.
– Pierwszy Malleus** w drodze – rozległo się w wnętrzu hełmu. Na ich wizjerach pojawiły się liczniki wskazujące 58 sekund do impaktu, a na niewielkich mapkach w rogu pola widzenia okręgi oznaczające zasięg rażenia.
Z krwią przesyconą chemikaliami biegli, nadwyrężając mięśnie i w pełni korzystając ze wspomagania pancerzy, ignorując ból przeciążanego organizmu. Pancerz pozwalał im spokojnie przekroczyć prędkość 30 kilometrów na godzinę, jednak teraz warunki spowalniały ich znacząco mimo wysiłków.
Udało im się przebiec kawałek poza pierścień 400 metrów, oznaczający pole umiarkowanych zniszczeń, co oznaczało, że większość regularnych budynków zawaliłaby się od podmuchu, gdy pędzący z prędkością 13 tysięcy metrów na sekundę, otoczony plazmą pocisk uderzył w cel z siłą 3/4 kilotony.
Śnieg przed nimi odbił rozbłysk eksplozji, aktywując filtry ochronne wizjerów. Grunt wyczuwalnie zadrżał pod nogami, a półtorej sekundy później dotarł do nich huk eksplozji, niczym bicz trzaskając po uszach, szczęśliwie stłumiony przez elektronikę hełmu. Nim zdążyli zareagować pędzący 250 kilometrów na godzinę wiatr uderzył ich w plecy, wyrzucając w powietrze, by zaraz z powrotem cisnąć o ziemię. Mimo kokonu pancerzy oraz grubej, tłumiącej warstwy śniegu mieli wrażenie, jakby uderzyła w ich ciężarówka; Colt nieomal odgryzł sobie język i wybił zęby, gdy podmuch wyrwał mu grunt spod nóg i cisnął nim niczym szmacianą lalką. Uderzył w śnieg twardo, turlając się, widząc na przemian biel, czerń oraz zabrudzony grafitem i jarzącą się żółcią blady błękit nieba. Kolejnych uderzeń pocisków nawet nie zarejestrował.
Zatrzymał się w końcu, mimo krążącej w żyłach chemii czując, jakbyś zmienił się w kaszankę. Jęknął przeciągle i zaklął parę razy; z trudem obrócił się na bok, unosząc na łokciu i przetarł wizjer, po czym powoli, walcząc z poturbowanym ciałem wzniósł na kolana i rozejrzał. Wokół wisiała mgła wzniesionego w powietrze śniegu, przez którą dostrzegł wznoszący się ku niebu bury grzyb. Mimo bólu w całym ciele poczuł, jak wargi rozciągają się w szerokim uśmiechu, odsłaniając zęby.
Z niemal nadludzkim wysiłkiem stanął na nogi i od razu omal się nie przewrócił, uratowany jedynie przez systemy oblepionego śniegiem pancerza. Karabinek diabli wzięli, tak jak część wyrwanych z ładownic magazynków; dotknięciem sprawdził kaburę, jednak szczęśliwie pistolet wciąż tkwił na swoim miejscu.
Wokół spod białej warstwy z podobnym co on trudem wznosiły się obramowane na wizjerze sylwetki jego towarzyszy, klnących jak on przed chwilą.
– Gamma, Razory i Walkirie właśnie wyruszają, Exfil Sierra. Ściągnęliśmy uwagę bandytów na orbicie, póki co wchodzimy w dyscyplinę emisji i staramy się zniknąć im z radarów.
– Przyjąłem, Argus, Exfil Sierra, wchodzicie w blackout. Gamma bez odbioru – odpowiedział klęczący w śniegu Niner i przerwał połączanie. Prawą dłonią macał się po kaburze, upewniając, że broń wciąż w niej tkwi, jednocześnie wzrokiem błądząc po ikonach uszkodzeń pancerza. Czuł kojący chłód anagketyków wypływających z porozrywanej przez przeciążenia podszewki skafandra. Mimo bólu i skołowania uśmiechał się szeroko – przeżyli eksplozję, sądząc po raportach z pancerzy nikt nie był ciężko ranny, a ponadto spuścili przeciwnikowi na głowy parę kiloton energii kinetycznej.
Odetchnął głęboko, czując nieco niepokojące kłucie w klatce piersiowej i trzewiach, po czym na tyle pozytywnym tonem, na jaki był w stanie się zdobyć odezwał się do zespołu.
– Okej, dwie minuty na złapanie oddechu i ruszamy. Mamy kawałek do przebycia, a z tym kotłem, który Argus musiał wywołać na orbicie im krócej tu jesteśmy, tym lepiej. – mówił, jednocześnie ruchami gałek ocznych otwierając mapę i potwierdzając, że wciąż doskonale pamiętał współrzędnie i odległość od punktu Sierra. Stymy wraz z treningiem pozwalały zachować względną klarowność myśli i jakąkolwiek sprawność zmaltretowanego ciała, nawet po tym, co właśnie przeszli.
Gdy czas minął powstał jak pierwszy, krzycząc przez zaciśnięte zęby, gdy organizm zaprotestował. Z trudem utrzymując się na nogach postawił pierwszy krok, a za nim kolejny, siłą rozpędu kierując ku punktowi ekstrakcji. Po drodze odbił po oznaczony przez zlinkowany system karabinek, pokryty cienką warstwą śniegu.
Reszta zespołu, Colt, Blitz, Kobalt, Ion i Glitch podążyli za nim, podobnie poturbowani, nie pozwalając siebie jednak na dłuższy odpoczynek do chwili, aż znajdą się na pokładzie Argusa i z dala od przeciwnika.
*Ortyleria (orbitalna artyleria) - specjalistyczna artyleria okrętowa służąca do bombardowań kinetycznych celów naziemnych z orbity planety.
**Malleus maleficarum (łac. młot na czarownice) - używane przez Legion określenie systemów artylerii orbitalnej. Samo Malleus (młot) wykorzystywane jest też jako potoczna nazwa pocisków.