4/03/24

Kalejdoskop cz. 1/5

570.
Moban
33226 Armia

    – Hej, popatrz!
    – Łaaał!
    – Chłopcy, wracajcie!
    – Ale fajny!
    Głosy i tupot niewielkich stóp dotarły do jego uszu, kiedy siedział zgarbiony na stosie gruzu z twarzą ukrytą w dłoniach. Podniósł wzrok na dwójkę umorusanych chłopców, którzy podbiegli i zatrzymali się parę metrów od niego oraz stojącą kawałek dalej kobietę. Dwójka maluchów miała może po dziesięć lat; wpatrywali się w niego z lekko rozdziawionymi ustami i błyskiem w oczach, błądząc wzrokiem po jego osmalonym, wysmarowanym tłustym popiołem pancerzu, wyszczerbionym przez odłamki i draśnięcia kul. Kobieta zawahała się, zamiast podziwu mając na twarzy niepokój, jakby bała się do niego zbliżyć; po sekundzie jednak podeszła i chwyciła chłopców pod ramiona.
    – Idziemy. Nie przeszkadzajcie żołnierzowi – powiedziała do nich stanowczo. – Przepraszam za nich – zwróciła się do niego, z ledowe wyczuwalnym drżeniem w głosie. Nie widziała jego twarzy za nieprzejrzystym z zewnątrz, matowym wizjerem; szybko spuściła wzrok, ciągnąc malców za sobą.
    – Ale maaamo! To żołnierz Legionu, on przyszedł nas uratować przed złymi ludźmi! – zaprotestowali. – Patrz, jaki fajny!
    – Aali, powiedziałam! Idziemy! – rzuciła ostrzej. Spojrzała krótko na niego przez ramię, wzrokiem wypełnionym obawą.
    – Paa, żołnierzu Legionu! – Jeden z chłopców odwrócił się jeszcze, machając do niego.
    On z kolei siedział, drżąc, patrząc za nimi z twarzą zalaną łzami i widząc ciała dzieci takich jak oni, które dopiero co zastrzelił, nim ci mieli szansę wystrzelić do niego i jego towarzyszy.