3/20/24

Agonia

568.
Idla, układ Agra
Zespół Bojowy Raven
 
Ciężkie, ołowiane chmury płakały w ciemności, tłumiąc odgłosy pobliskiej wymiany ognia. Trzaski wystrzałów zmieszane z basowymi eksplozjami tonęły w szumie, przemienione w zaledwie głuchy pomruk. Zimne strugi beznamiętnie uderzały o mokry beton i leżące na nim ciała, niemal nieodróżnialne w mroku na tle szarości.
    Krople rozpryskiwały się na powierzchni wizjera przed jego oczami, spływając po nim poza pole widzenia, obramowane krwistoczerwonymi ikonkami. Przez nie widział niewyraźną, pochyloną nad nim sylwetkę, rozmazaną przez deszcz i łzy. Leżał bezwładnie na plecach, z głową wspartą na jej udach, wpatrując w ciemne chmury przysłaniające nocne niebo i szary wizjer hełmu na ich tle.
    Przez szum wody i terkot wystrzałów słyszał jej słowa, gdy szeptała do niego na prywatnym łączu. Nie czuł bólu; zamiast niego w trzewiach rozlewało się lodowate zimno środków znieczulających, podanych przez automatyczne dozowniki pancerza. Pozostawał jedynie żal oraz smutek. Ciepłe łzy znów spłynęły z kącików piekących oczu po jego odrętwiałej twarzy.
    Dłonią w poplamionej rękawicy gładziła go mokrej powierzchni hełmu, klęcząc w szkarłatnej kałuży rozpływającej się po betonie. Klajster uszczelniający nie wystarczył; krew wyciekała spod przedziurawionego pancerza strużkami, mieszając się z zimną wodą.
    – …znów będziemy razem. Za jakiś czas do ciebie dołączę. Poczekasz tam na mnie? – mówiła cały czas, próbując opanować drżący głos. Słowa z trudem przechodziły przez gardło, z każdym serce bolało bardziej.
    – Pozdrów tam wszystkich ode mnie.
    Nie odpowiedział, usta nie chciały słuchać; z każdym tchem coraz trudniej mu było nabrać powietrza w płuca. Trwał bez ruchu, bezsilny, wpatrując w nieprzejrzysty wizjer nad nim, w myślach przywołując jej twarz, by ujrzeć ją raz jeszcze.
    – Zaraz przestaniesz krwawić, będzie dobrze. Teraz odpocznij.
    Odetchnęła głęboko, krztusząc słonymi łzami, z całych sił zaciskając powieki. Czuła się rozdarta, z trudem powstrzymując drżenie i utrzymując pionowo. Dlaczego tak bolało? Dlaczego nie mogła nie czuć niczego zamiast agonii?
    Wiedziała, że nie zapomni; ani tego bólu, ani jego twarzy, którą będzie widzieć codziennie, w każdym z jej towarzyszy, aż spotka go ponownie.
    Z trudem podciągnął rękę wyżej; pancerz, mimo wciąż funkcjonującego wspomagania tylko ciążył. Ujęła ją, ściskając lekko jego bezwładne palce. Nie czuł jej ciepła przez rękawice kombinezonów; nawet zimno w trzewiach powoli bladło, zastępowane przez odrętwienie.
    – Masz tyle miejsc do zwiedzenia… Kiedyś zobaczymy je wszystkie razem, prawda? – wyszeptała, ściskając mocniej jego dłoń; bez reakcji.
    Oczy zapiekły go ponownie; przynajmniej odnalazł w życiu szczęście. Choć na chwilę. Liczył, że ona odnajdzie je ponownie. Żałował tylko, że nie będzie jego częścią.
    – Spróbuj zasnąć. A kiedy się obudzisz, będę przy tobie – z trudem wydusiła słowa przez ściśnięte gardło. Jego głowa drgnęła lekko, ledwo wyczuwalnie zacisnął palce na jej dłoni. Chciałby jej w tym momencie powiedzieć tak wiele, nie był jednak w stanie wykrztusić ani słowa.
    – Śpij dobrze – powiedziała, czując gorące krople spływające po twarzy. – Dobranoc, kochanie – wyszeptała.
    Widok powoli rozmywał się, blednąc i zawężając. Zamknął niewidzące oczy, próbując po raz ostatni uśmiechnąć się do niej, nawet, jeśli nie mogła tego dostrzec. W ciemności słyszał jeszcze jej delikatny głos, w cichym akompaniamencie szumu deszczu.
    – Na końcu zawsze będę cię kochać.
    Okienko przed jej oczami zabłysło jaskrawo czerwienią; głos się jej załamał. Ciało w jej ramionach rozluźniło się, gdy szeptała ostatnie słowa, żegnając go.
    Sprawdziła, czy jej komunikator jest wyłączony i zawyła.