3/20/24

Części zamienne

Katastrofa zdarzyła się w połowie lotu. Deflektory mignęły tylko na chwilę, ale wystarczającą, by garść mikrometeoroidów uderzyła w statek.
    Uszkodzenie było poważniejsze, niż system był w stanie sobie poradzić. Dlatego wybudził nas, załogę, byśmy je naprawili.
    Sytuacja była poważna, ale nie tragiczna. Po załataniu największych uszkodzeń Arka mogła kontynuować lot bez przeszkód, mimo, że nie całkiem sprawna. Ale na to nie mogliśmy już nic poradzić - mikrometeoroidy, które spowodowały to wszytko zdmuchnęły cały moduł magazynu części zamiennych. Byliśmy kilkaset lat lotu od Ziemi, nie było żadnego backapu, żadnego planu awaryjnego czy wsparcia. Albo dolecieliśmy do celu, albo nie.
    System wciąż jednak chciał naprawić te drobne uszkodzenia, mimo, że nie miał czym. Groziły one bezpieczeństwu misji. A jako że życie śpiących kriosnem kolonizatorów było ważniejsze niż załogi, postanowił wykorzystać jako części zamienne nas.
    Pierwszy był stary Albert. Zaginął w plątaninie korytarzy w głębi modułu dowodzenia. Słyszeliśmy echo jego przeraźliwych krzyków, ale nie byliśmy w stanie go znaleźć, biegając w labiryncie ścian i zamkniętych z powodu dekompresji grodzi jak ślepe myszy. Odnaleźliśmy go dopiero później, gdy już stał się częścią statku. Pęknięty obiektyw kamery naprawiła rogówka, żebra wsparły popękane wręgi, skóra załatała ubytki w wykładzinach przeciwprzeciążeniowych. Serce stało się pompą, tętnice i jelita przewodami hydraulicznymi. Przepalone podzespoły komputera uzupełniły strzępy tkanki mózgowej, poprzeszywane drobnymi niczym włosy drutami.
    Potem byli następni. Statek polował na nas, jednego po drugim zabierając do swych wnętrzności, pomimo naszych wysiłków.
    Szybko domyśliliśmy się, że najpierw wybierał najsłabszych, najsprawniejszych, najbardziej przydatnych zostawiając na koniec. Zaczęliśmy całkiem trafnie zgadywać, w jakiej kolejności nas wykorzysta, i nasze przewidywania były tym pewniejsze, im mniej nas było.
    Teraz zostało nas dwóch, ja i Ian. I wiem, że idzie po mnie.