5/01/23

Złośliwość rzeczy martwych

W ostatnim czasie przerwałem prace nad drugim tomem Armii PMC oraz pisaniem innych tekstów, by zająć się ponownym wydaniem pierwszej książki. Pojawiła się możliwość zrobienia tego za pomocą Amazona, który oferował znacznie więcej możliwości niż Ridero (choć jedynie w formie papierowej, na e-booka widocznie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać), tak więc gdy tylko się o tym dowiedziałem, decyzja była szybka (od początku chciałem wydać ją za pomocą Amazon KDP, jednak wcześniej nie umożliwiał on zrobienia tego w języku polskim).

Zająłem się poprawkami: eliminacją błędów i nieścisłości, ogólnie poprawą brzmienia zdań (fabuła generalnie nic się nie zmieniła), dodatkiem na końcu książki (dla tych, którzy kupili poprzednie wydanie: wszelkie informacje zawarte w dodatku są także dostępne na stronie serii), a także okładką, znacznie lepszą i bardzo bliską tego, jak ją sobie pierwotnie wyobrażałem.

Następnie zabrałem się za skład tekstu, który musiałem zrobić od A do Z sam, zwłaszcza, że postanowiłem wydać ją w innym formacie (5" x 8", czyli po ludzku 12,7 x 20,32 cm, zblizony do tego, w jakim wydaje m.in. Fabryka Słów). Robiłem to w programie Scribus - darmowy, stworzony dosłownie do tego. Wszystko było dobrze, póki coś się nie zepsuło - do tego stopnia, że nie byłem w stanie nawet odczytać pliku, tak więc godziny stracone na formatowaniu sporej części tekstu, a także samego oprogramowania (edycja w nim opiera się na nadawaniu fragmentom tekstu odpowiednich styli, które trzeba każde z osobna utworzyć i skonfigurować).

Oczywiście zdenerwowany, ale uznałem, że dam mu jeszcze jedną szansę. Nie było łatwo, bo w każdej chwili spodziewałem się, że program znów się wykrzaczy. A potem ukończyłem składać w zasadzie cały tekst, ponad 400 stron, został tylko dodatek. Wtedy postanowił zepsuć się ponownie, wyrzucając w błoto wiele kolejnych godzin.

Jak już opanowałem wściekłość i skończyłem kląć, uznałem: koniec, robię to w czym innym. Jako, że praca w innym dedykowanym programie składałaby się na znalezieniu odpowiedniego, nauczeniu się jego obsługi, a dopiero wtedy pracą nad tekstem, postanowiłem spróbować w MS Word. Wbrew pozorom da się to w nim zrobić (nie jest idealny, ale wydaje mi się, że wystarczający). zacząłem uprawiać czarną magię, próbując nadać tekstowi formę książki, albowiem zrozumienie działania niektórych funkcji i zmuszenie ich, by działały tak, jak chcę potrafi być nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza, że dodatek wedle zamysłu miał być sformatowany zupełnie inaczej, niż reszta książki, co tylko wszystko skomplikowało.

Udało się, w końcu. Zajęło to długo, kosztowało mnie sporo sił psychicznych i nerwów, ale udało się sformatować mniej więcej (w zasadzie więcej) tak, jak tego chciałem. Pomyślałem wtedy, że dalej będzie z górki - wrzucić do systemu Amazon KDP i przejść kolejne kroki, z którymi ogólnie się już wcześniej zapoznałem (podczas tego etapu jeszcze siedziałem nad składem, bo okazuje się, że Word nie pokazuje wszystkiego takim, jakie jest naprawdę, a jedne drobne zmiany pociągają za sobą konieczność poprawy wielu rzeczy, które po prostu się rozwalają).

Pierwszy etap poszedł gładko. Drugi też do czasu wgrania zawartości (z okładką nie było problemu). Wziąłem PDF wygenerowany z Worda i wrzucam. A Amazon nie może go zgryźć. Odrzuca, przy czym najpierw przetwarza go przez kilkanaście w najlepszym przypadku, po około trzydzieści, zazwyczaj, minut, do nawet i okolic godziny, żeby następnie pokazać mi błąd. Nie można wgrać pliku.

Próbuję kilka razy, może to coś z połączeniem czy czymś innym, w końcu decyduję się zmienić strategię - wgrywam plik w formacie .docx, czyli po prostu Worda. I ten się załadował. Problem - całe formatowanie o kant stołu potłuc, bo po włączeniu obowiązkowego podglądu (bez zatwierdzenia nie da się przejść dalej) tekst jest rozwalony, do tego stopnia, że miesza się i zachodzi z zawartością dopisku dolnego, a to dopiero pierwsza strona (dokładniej: pierwsza strona tekstu, czwórki tytułowej nie liczę). A dalej jest jeszcze gorzej.

Myślę: może podczas przesyłu coś się zepsuło? Sprawdzam plik, mój jest okej, wgrywam - znowu rozwalony. Próbuję wszelkie inne dostępne formaty - .docx, .doc, .rtf, nawet html, za każdym razem tak samo, a nawet gorzej.

Próby wgrania czegokolwiek do systemu, żeby wyglądało to prawidłowo zajęło mi tydzień. Dosłownie, przez tydzień siedziałem od rana do wieczora, uprawiając czarną magię, konwertując pliki na najróżniejsze sposoby, grzebiąc w ustawieniach, nim mi się to w końcu udało. A to dopiero, kiedy zrobiłem combo: plik wordowski > PDF > spłaszczyć PDF, tworząc nowy plik > skompresować PDF, bo za duży dla systemu Amazona (a nawet niektórych internetowych stron do kompresji) > znowu spłaszczyć, tworząc ostateczny plik PDF. I doszedłem do tej konfiguracji na drodze licznych eksperymentów, a podczas nieudanych, niemalże godzinnych prób chociażby wgrania pliku poszukiwania pomocy w internecie.

Ale wreszcie się udało go wgrać i z sukcesem przetworzyć. Teraz pozostało jeszcze sprawdzić parę rzeczy, dograć parę szczegółów, a potem wydawać i zajmować się kwestiami prawnymi związanymi z ISBN i... prawem, nie wiem, jak inaczej to ująć bez wydziwiania (egzemplarze obowiązkowe itp.).

Tak więc książka niedługo będzie dostępna, a moja psychika po tym wyzwaniu mam nadzieję się szybko pozbiera, bo tom 2 czeka na mnie rozgrzebany, a najlepsze momenty są tuż za rogiem, czekając, aż je napiszę.

Tyle z historii mojej walki z przeciwnościami losu. Mam nadzieję, że teraz już z górki, bo ostatnie dni zmagań i poszukiwania rozwiązań naprawdę mnie wymęczyły. Nie życzę wam tego.